Site logo

Ile kosztuje napisanie pracy dyplomowej?

Za napisanie pracy licencjackiej, inżynierskiej, magisterskiej trzeba zapłacić 20 złotych za stronę? A może 10, 35 lub 80 złotych? Może trzeba ją wycenić na 500, 1500, 3000 złotych za całą pracę dyplomową? Muszę Cię zmartwić – cena może być znacznie większa. Kara nawet do 3 lat pozbawienia wolności.

Czarny rynek pisania prac dyplomowych kwitnie. Działają całe przedsiębiorstwa wyspecjalizowane w pisaniu na zamówienie prac licencjackich, inżynierski, magisterskich albo prac zaliczeniowych na studiach podyplomowych. Co jakiś czas wybucha afera. Zostaje zamknięta “fabryka prac”. Policja zatrzymuje podejrzanych – piszących na zlecenie i zlecających pisanie. Prokuratura stawia zarzuty. Sądy skazują winnych. A biznes pisania prac na zlecenie dalej się rozwija. Dlaczego? Bo tutaj króluje szara strefa i klasyczne “rżnięcie głupa”.

Co grozi za kupno pracy dyplomowej?

Odpowiedź na postawione tak pytanie jest prosta – nic nie grozi. Każdy może legalnie kupić książkę, komiks, e-book i pracę pisemną spełniającą wymogi pracy dyplomowej. Tutaj jeszcze nie ma przestępstwa. Jest za to robienie z siebie idioty. “Chcę kupić pracę, ale nie do wykorzystania na uczelni”. Tak? A niby po co? Żeby sobie oprawić w gablotce koło okna? Czytać do poduszki w przypadku problemów z zaśnięciem? Używać jako podkładki pod nogę od stolika? Każda odpowiedź jest dobra. Każdym kłamstwem można się zasłonić. A tak na dobrą sprawę można nic nie mówić. Kupiona praca, to kupiona. Na kij drążyć temat. Kupiona legalnie, czasami na fakturę VAT albo na umowę-zlecenie czy umowę o dzieło. Mam prace dyplomową i co mi zrobicie? A właściwie nie pracę, ale “wzorzec pracy” – bo taka pozycja często występuje w transakcji kupna-sprzedaży prac. Ściema? Jasne, ale kto to udowodni?

Na tej luce prawnej wyrósł cały wielki biznes. Nazwy firm zajmujących się pisaniem prac mają bardzo profesjonalnie brzmiące nazwy. Redaktorzy, redaktorzy-on line, centrum opracowań, episanue prac, interpisanie – nazwy serwisów można mnożyć. Internet daje im anonimowość i dotarcie do klienta. Piszący licencjaty, inżynierki, magisterki reklamują się i same docierają do osób chcących pójść na skróty. Wystarczy wrzucić post na studencką grupę albo forum “szukam pomocy w pisaniu pracy”. I od razu posypią się oferty współpracy. Szanowna studentko, studencie – na kiedy? Już, zaraz, biegniemy, pomożemy. Z zaliczką i bez zaliczki. Kup wzorzec i ciesz się życiem.

O skali biznesu świadczą dowody zbierane przez policję rozbijające gangi “pisaczy prac”. W sierpniu 2020 roku policja ustaliła, że jedna z podobnych fabryk w ciągu czterech lat napisała kilka tysięcy prac. W sumie przestępcy zarobili 7 mln złotych przelewając kasę na konta w rajach podatkowych.

Co grozi za wykorzystanie kupionej pracy?

Problemy z prawem zaczynają się w momencie, kiedy chcesz wykorzystać cudzą pracę dyplomową i przedstawić na uczelni jako własną. Bo razem z pracą licencjacką, inżynierską, magisterską, podylomową musisz złożyć oświadczenie – że jesteś jej autorem. Zresztą pikuś oświadczenie – Twoje imię i nazwisko widnieją na stronie tytułowej, sygnując autorstwo pracy dyplomowej. A promotor i recenzent biorą to za dobrą monetę. Czytają, wprowadzają poprawki, dają uwagi, a koniec końców zapraszają na obronę pracy. Twojej pracy. A jeśli obronisz – stawiają ocenę, dają tytuł licencjata, inżyniera, magistra albo świadectwo ukończenia podyplomówki.

Fajnie? Super. Do momentu, kiedy ktoś nabierze podejrzeń, że może student podłożył cudzą pracę jako swoją. Wtedy wjeżdża na białym koniu art. 272 kodeksu karnego. Który stanowi, że „Kto wyłudza poświadczenie nieprawdy przez podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego lub innej osoby upoważnionej do wystawienia dokumentu, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.

O co c’man? “Funkcjonariuszem publicznym” jest tutaj pracownik uczelni państwowej, który bierze udział w obronie pracy. “Inną osobą” pracownik uczelni prywatnej. “Poświadczeniem nieprawdy” – stwierdzenie, że Kowalski czy Malinowska napisały pracę dyplomową na czwórkę albo piątkę. “Dokumentem” – druk dyplomu z oceną za pracę. Bo według art. 115 § 14 kodeksu karnego “dokumentem jest każdy przedmiot lub inny zapisany nośnik informacji, z którym jest związane określone prawo, albo który ze względu na zawartą w nim treść stanowi dowód prawa, stosunku prawnego lub okoliczności mającej znaczenie prawne”. 

Nie muszę chyba dodawać, że w par. 272 KK  “wyłudzającym” jesteś Ty, łgając w żywe oczy, że masz za sobą godziny w bibliotece, źródłach internetowych i nad klawiaturą komputera spisując cytaty, pisząc kolejne rozdziały, dodając przypisy, bibliografię. Albo – po prostu – wpisując swoje imię i nazwisko na stronie tytułowej. I tak – możesz pójść do więzienia nawet na trzy lata. Pewnie (jeśli masz czyste konto prawnie), dostaniesz wyrok “w zawiasach”. Ale to chyba mało pocieszające, co?

Sąd może też uznać, że wykorzystujesz dyplom ukończenia studiów (mało kto go pali zaraz po odebraniu) i dołoży kolejny paragraf: 273 KK. A tam: “Kto używa dokumentu określonego w art. (…) 272, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Co z plagiatem w kupionej pracy?

Składając cudzą pracę dyplomową jako swoją, łamiesz jeszcze jeden przepis – o prawie autorskim. Przecież ten, kto napisał pracę ma swoje prawa, prawda?  Art. 115 prawa autorskiego stanowi, że: “kto przywłaszcza sobie autorstwo albo wprowadza w błąd co do autorstwa całości lub części cudzego utworu albo artystycznego wykonania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3”. Przestępstwo to ścigane jest na wniosek pokrzywdzonego, którym jest sprzedawca pracy. Raczej więc “jeśli wszystko idzie dobrze” – nikt Cię nie pozwie. Co, jeśli jednak do drzwi osoby sprzedającej pracę zapuka policja albo prokuratura? Tym razem ona może rżnąć głupa “ja piszę tylko wzorce pracy, co za paskuda z mojego klienta, podał się za autora”.

Mało, tego – rzeczywistemu autorowi przysługuje odszkodowanie. Jak mówi art. 79 ust. 1 prawa autorskiego “uprawniony, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, może domagać się odszkodowania w wysokości dwukrotności stosownego wynagrodzenia”. Czyli jeśli kupujesz pracę za 2000 złotych, musisz brać pod uwagę, że autor może jeszcze zażądać 4000 złotych. Miodzio, co?

Czy można stracić dyplom?

Kupno pracy może jeszcze kosztować Cię od dwóch do siedmiu lat straconych podczas studiowania. W zależności od tego czy obrona pracy kończy kierunek podyplomowy, “uzupełniający magisterski”, licencjacki, inżynierski czy studia jednolite magisterskie. Jeśli “sprawa się rypnie”, sąd potwierdzi oszustwo, to prokurator z urzędu wyśle do rektora Twojej uczelni wniosek o wszczęcie postępowania administracyjnego stwierdzającego nieważność nadania tytułu zawodowego. A władze uczelni zaczną drążyć sprawę nie. Czyli w najgorszym przypadku – jesteś w plecy cały okres studiów, wykłady, ćwiczenia, kolokwia, egzaminy, kucie po nocach, stres przy zaliczeniach. A nieeeee.. Wróć. Jeśli kupujesz pracę, może studia traktujesz w podobny sposób. Prawda?

Co grozi piszącemu pracę na zlecenie?

Jedyna rada – jeśli podejmujesz ryzyko skazania, możesz pociągnąć za sobą osobę sprzedającą pracę. Zachowane mejle czy zrzuty z komunikatora mogą być dowodem, że sprzedający pracę jest współwiny, odpowiada za “współsprawstwo”. Prokurator będzie wtedy w stanie wykazać przed sądem, że piszący pracę dyplomową na zlecenie wiedział o zamiarach studenta i zdawał sobie sprawę, że kupujący chce pobiec z nią do promotora i recenzenta. Czyli także piszącemu prace na zlecenie zostanie zasądzona kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3.

Policja przeprowadzając dochodzenie zabezpiecza dowody, w tym korespondencję. I jest w stanie stwierdzić, czy piszący pracę działa legalnie, np. tworząc wzory prac (udając niewiniątka) czy też robiąc korektę już istniejących tekstów studentów. Czy też może było inaczej – autorzy tworzyli nowe prace ze świadomością, że będą wykorzystane do oszustwa, najczęściej bez jakiegokolwiek udziału zlecających studentów. Czyli udaje się udowodnić, że sprzedający pracę jest przestępcą tak, jak kupujący.

A jeśli prace pisze “spółdzielnia” albo “fabryka prac”? Wtedy robi się grubsza afera czyli sprawa trafia do kategorii “przestępczość zorganizowana”. Tak dla informacji  -za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą grozi odpowiedzialność karna do 10 lat pozbawienia wolności. I takie zarzuty już były stawiane w podobnych sprawach.

Czy opłaca się pisać prace na zlecenie?

Jak widzisz z akapitu powyżej – w przypadku wpadki konsekwencje mogą być niefajne. A ile można zarobić? Jeśli piszesz samodzielnie i na czarno – cała kasa trafia do Ciebie. Jeśli piszesz oficjalnie – pewnie działać będziesz w oparciu o prawo autorskie i masz podwyższone koszty uzyskania przychodu. Może się opłacić, jeśli nie boisz się ryzyka skazania i skrzętnie odpychasz wszelką wiedze “co się będzie działo z moim tekstem”. Najgorzej, jeśli pracujesz dla hurtownika. W przypadku “fabryki prac dyplomowych” rozbitej przez policję w sierpniu 2020 roku w rzeczywistości autorzy prac otrzymywali od kierującego grupą jako swoje wynagrodzenie jedynie 10% opłaty, którą wnosili zleceniodawcy.

Jakie ryzyko przy kupnie pracy?

Jeśli czytasz ten artykuł, to może kalkulujesz ryzyko. Kupić? Nie kupić? Z jednej strony kładziesz na szali zagrożenie karami z kodeksu karnego i prawa autorskiego. Z drugiej strony zaoszczędzone dupogodziny na pisaniu bzdurnej, nikomu do niczego niepotrzebnej pracy.

Ryzyko może się wydawać znikome. Uczelnie większość wysiłku wkładają w walkę z plagiatami. Jeśli masz pecha, kupisz pracę już raz sprzedaną albo kompilację kilku innych. W końcu “żeby było tanio”, a i tak zarobić – autor musi trochę tych prac w miesiącu natrzaskać. Ale spora część ofert sprzedaży zawiera “w cenie” raport z systemów antyplagiatowych stosowanych przez uczelnię. Czyli od tej strony jest bezpiecznie, taka sprawdzona praca pewnie jest unikalna i przejdzie przez uczelnianą weryfikację.

Zatem? Kupię pracę i kto się dowie? Policja zajrzy w szklaną kulę zapuka do drzwi krzycząc “oszuście, wyłudziłeś czwórkę na dyplomie studiów”? Przecież i kupujący i sprzedający ma interes, żeby zachować dyskrecję.

Ale policja ma na oku ten cały biznes. Kto wie, może osoba oferująca pisanie pracy to prowokator? A może właśnie policjanci zajmują serwery kolejnej “fabryki prac” i będą sprawdzać listę klientów? Wbrew pozorom ryzyko jest dość realne, a konsekwencje (jak możesz przeczytać wyżej) mogą być dla Ciebie katastrofalne.

Musisz też liczyć się z anonimowym lub imiennym doniesieniem od koleżanek i kolegów z roku. Zwłaszcza takich, którzy ciężko zapieprzają, żeby swoją pracę dyplomową napisać samodzielnie. Znam takie przypadki, kiedy studentka chojrakowała na grupie FB “chcę zlecić pracę magisterską i co mi zrobicie”. A potem płakała, że zgłoszona na uczelni musiała się tłumaczyć przed dziekanem i udowadniać, że licencjat napisała sama.

No i jest problem “oszukanego oszusta”. Na internetowych forach i soszalmediowych grupach roi się od ostrzeżeń typu “wpłacona zaliczka i brak kontaktu”. Albo “zapłacone za solidną pracę, a wysłany jakiś szajs”. I to w zasadzie jedyne, co pozostaje zlecającemu – poskarżyć się w necie. Bo tak? Co innego? Zgłosić na policję albo prokuraturę podejrzenie o popełnieniu przestępstwa? Można, ale co, jeśli o sprawie dowie się dziekan albo rektor? Więc oszukani zaciskają zęby. Jeśli sprawa ich czegoś nauczyła – piszą pracę tym razem samodzielnie. Jeśli nie – szukają dalej. Och, ileż można znaleźć postów na FB “szukam uczciwego wykonawcy, bo już trzy osoby mnie oszukały”.

Jaka pomoc w pisaniu jest legalna? 

Uważny czytelnik może zauważyć, że nasz portal jest założycielem i administratorem grupy Piszemy pracę dyplomową. I zapyta: “Hej, ale jak to? potępiacie kupowanie prac i wspieracie pomoc w ich pisaniu”? No tak to. Dostrzegamy problem – wielu studentów ma problem z napisaniem prac. Ta, to prawda – pewna część winy leży po stronie uczelni. Obok solidnych promotorów są także tacy, którzy olewają seminaria magisterskie, kiepsko wspierają swoich dyplomantów. Takim studentkom i studentom warto pomagać. To dla nich zrobiliśmy cały zestaw poradników o pisaniu prac dyplomowych.

To dla nich także założyliśmy grupę na FB – jako grupę wsparcia dla osób samodzielnie piszących prace licencjackie, inżynierskie, magisterskie, podyplomówkowe. I widzimy, że jest całkiem spora grupa osób uczciwych. To świetnie miejsce, żeby zamieścić ankietę do badania opinii potrzebnej do części badawczej, skonsultować temat, strukturę pracy, zapytać o pozycje w bibliografii, dowiedzieć się jak sformatować punktatory i czcionkę w dokumencie, poprosić o korepetycje ze statystyki albo mechaniki. To jest takie wsparcie pisania pracy, które w 100% jest legalne. Takie posty lajkujemy i pomagamy autorom, np. dając link do odpowiedniego mini-poradnika na Studia.pl.

Wszelkie posty typu “sprzedam pracę” tępimy i autorów usuwamy z grupy. Posty “zlecę napisanie” albo “kupię pracę” komentujemy ostrzeżeniem, że to nielegalne. Usuwamy komentarze typu “pomogę” albo “priv” i komentujących blokujemy na grupie. A posty skomentowane albo student sam usuwa lub modyfikuje, albo usuwamy po przeczytaniu ostrzeżenia. Tutaj też sprawa jasna.

Ale jest jeszcze “szara strefa” czyli redagowanie pracy, korekta, przygotowanie wykresów, skróty w języku obcym, interpretowanie wyników liczbowych i tym podobna pomoc. Dozwolone czy niedozwolone wsparcie? Tutaj trzeba odwołać się do wewnętrznego prawa Twojej uczelni. W każdej szkole wyższej funkcjonuje regulamin studiów określający zasady pisania prac dyplomowych. Czasami jest też odrębny dokument zawierające wskazówki do ich pisania. I w każdym z takich dokumentów pojawia się wyznacznik, że praca ma być napisana “samodzielnie”. Cóż, jeśli takie kryterium potraktujemy literalnie – to nawet zlecenie korekty jest złamaniem tych zasad. W praktyce wielu promotorów kieruje się zdrowym rozsądkiem. Dlatego podpowiadam – jeśli nie wiesz, czy pomoc, z której chcesz zapytać jest dozwolona – zapytaj promotora, najlepiej na piśmie. W tej sytuacji odpowiedź promotora jest dla studenta swoistym “dupochronem”, jeśli zarzut o niesamodzielność padłby ex post.

Kiedy warto kupić pracę?

Kiedy? Tak naprawdę nigdy. A kiedy masz potrzebę kupna pracy, zamiast napisać ją samodzielnie. Bo wielkość rynku pisania prac wskazuje, że to realny problem. I trudno go sprowadzać do lenistwa. Przeanalizujmy motywacje kupujących.

Nie masz teraz czasu, bo musisz się zająć rodziną, chorymi rodzicami, masz dużo obowiązków zawodowych? Daj sobie czas. Sam byłem w podobnej sytuacji. Ukończyłem więc studia z samym absolutorium i do pisania magisterki wróciłem po pięciu latach. Zmieniłem promotora, temat pracy i pracę dyplomową napisałem wieczorami w trzy miesiące. 

Uważasz pisanie pracy dyplomowej za bzdurę, stratę czasu, bezsensowną biurokrację? Weź sprawę w swoje ręce. Tak, aby temat i zawartość Twojej pracy były wartością na rynku pracy. Albo inaczej –  potraktuj pisanie pracy jako rozwijanie swoich pasji. A najlepiej połącz jedno i drugie. Znajoma na kulturoznawstwie napisała pracę o sztuce kulinarnej świata. Teraz jest szefową kuchni w orientalnej restauracji w Szkocji. Można? Można.

Nie wiesz jak się zabrać do pisania pracy? Nic dziwnego, pewnie robisz to po raz pierwszy w życiu. Jeśli nie masz wsparcia na uczelni – nie martw się. Pomoc znajdziesz chociażby u nas:

No a jeśli tak naprawdę wolisz zlecić napisanie pracy z lenistwa? Cóż, odpuść sobie. Nie każdy musi mieć tytuł licencjata, inżyniera czy magistra.

Koniec artykułu. Może sprawdzisz inne treści?

Sprawdź inne artykuły, które mogą Cię zainteresować

Portal Studia.pl wykorzystuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci pełnego dostępu do jego funkcjonalności i gromadzeniu danych analitycznych. View more
Akceptuję