Site logo

Kwalifikacje do zawodu nauczyciela czyli pedagog jak mechanik samochodowy

Ministerstwo Edukacji Narodowej przekazało do konsultacji społecznych projekt rozporządzenia regulujący na nowo kwalifikacje do zawodu nauczyciela. MEN ma rację, bo każda osoba po dowolnych studiach może być uczyć w przedszkolu i szkole podstawowej. Jednocześnie Ministerstwo jest w głębokim błędzie, bo nie każdy się do tego nadaje. Niestety sytuacji nie poprawi np. wprowadzenie pięcioletnich studiów pedagogicznych, co postulują rektorzy szkół wyższych. Trzeba przewrócić do góry nogami system kształcenia przyszłych nauczycieli.

Każdy rodzic po przejrzeniu podręczników przedszkolnych i ze szkół podstawowych uzna, że “każdy głupi” może być nauczycielem. To prawda, że zakres wiedzy wygląda dość banalnie. Skoro wiedza nabywana w pierwszych latach życia ma być wiedzą podstawową, to przynajmniej teoretycznie ta podstawa powinna być w głowie wszystkich dorosłych obywateli. Jednak wiedza i umiejętności to przecież dwa różne obszary kompetencji. Każdy kierowca wie przecież, jak działają hamulce w samochodzie, ale mało kto zabiera się samodzielnie za ich wymianę. W razie potrzeby jedziemy z autem do fachowca, który nie tylko wie “co” trzeba zrobić, ale też “jak” to zrobić.

Pewnie wielu nauczycieli się oburzy, ale analogia z mechanikiem samochodowym jest zasadna. Co byśmy nie mówili o “misji” zawodu nauczyciela, to tak naprawdę podczas pracy z dziećmi w szkole najważniejsze jest rzemiosło – połączenie teorii i praktyki. I potrzebna jest także “smykałka”, pasja do tego co się robi. Bez tego nawet największy idealista i pasjonat nauczania stanie się takim samym partaczem, z jakim niejeden kierowca miał do czynienia nawet w przypadku prostej wymiany klocków hamulcowych.

Niestety obecny system kształcenia nauczycieli działa jak loteria. Jak się uda, to do szkoły trafi dobry nauczyciel, a jeśli nie – to kiepski. Można rozłożyć ręce i powiedzieć “tak wyszło”. Albo zmienić kształcenie nauczycieli tak, żeby zniechęcać tych, którzy do zawodu się nie nadają.

Wystarczą trzy lata, żeby wykształcić nauczyciela
Tylko około 4% nauczycieli w Polsce nie ma dyplomu magistra. Oczywiście wynika to z pewnego “zabetonowania” dostępu do zawodu. Średni wiek nauczyciela to 42 lata. Zatem większość z nich wykształciła się przed wprowadzeniem systemu bolońskiego (3 lata “licencjat” + 2 lata “magisterka”). Projekt rozporządzenia MEN wprowadza przepis, że dyplom magistra potrzebny będzie do uczenia w gimnazjum i każdej szkole ponadgimnazjalnej (chyba, że grę wchodzą przedmioty zawodowe). Środowisko akademicki postuluje na to, żeby przepis rozciągnąć także na przedszkola i podstawówki. Albo wprost – wprowadzić pięcioletnie studia pedagogiczne.Bo to oznacza lepszych nauczycieli dla młodszych dzieci. Serio? Na pewno zapewniłoby to pracę wielu wykładowcom wydziałów pedagogicznych. Niekoniecznie dałoby natomiast gwarancję, że automatycznie dłuższe studia są lepsze, niż studia krótsze. Przeciwnie. Jestem przekonany, że absolwent z licencjatem może być dobrym nauczycielem także w gimnazjum, technikum czy liceum.

Nie bójmy się nauczycieli po mniemanologii
Planowane rozporządzenie MEN jest m.in. konsekwencją wprowadzenia w Polsce KRK czyli Krajowych Ram Kwalifikacji. Oznacza to, że tak naprawdę każda uczelnia w Polsce może stworzyć dowolny kierunek studiów mieszczący się w jednym z ośmiu obszarów kształcenia. Oznacza to, że może działać kierunek mniemanologia stosowana, której program w 100% odpowiada pedagogice na innej uczelni. Stąd budzący oburzenie zapis, że można zostać po “dowolnym kierunku studiów” zaliczając kurs kwalifikacyjny. Warto zwrócić uwagę, że tak było i do tej pory, ale lista wszystkich studiów w Polsce była na sztywno określana przez MNiSW. Obecnie kilka procent nauczycieli weszło do zawodu właśnie dzięki owym kursom pedagogicznym, a kolejne kilka procent dzięki “podyplomówkom” z przygotowania pedagogicznego. I nie słychać, żeby tacy nauczyciele byli automatycznie gorszego sortu. Skoro więc utrzymana jest zasada, ze studia muszą odnosić się do treści nauczanego przedmiotu lub zajęć – naprawdę nie ma stracha, że zawali sie system edukacji. Ważne są jednak przepisy, jak ma wyglądać ów kurs kwalifikacyjny i “podyplomówki”. I tu jest pole do popisu MEN, żeby wymagany był porządny pakiet zajęć praktycznych. Bo teraz z tym kiepsko.

Jak najmniej pedagogów-teoretyków
Profil ogólnoakademicki na ma ponad 70 procent studiów pedagogicznych pierwszego stopnia i blisko 90 procent studiów pedagogicznych drugiego stopnia . Zatem profil praktyczny ma jedynie co trzecia pedagogika dająca dyplom licencjata i co dziesiąta pedagogika dająca dyplom magistra. Oczywiście także dyplom kierunku ogólnoakademickiego może dać uprawnienia do nauki szkole. Jednak na tak sprofilowanych studiach nie więcej niż połowa zajęć może mieć charakter praktyczny. Projekt rozporządzenia MEN nie odnosi się do tego podziału, a chyba warto żeby go dostrzec w ministerialnych przepisach. Może więc trzeba wprowadzić przepis, że tylko profil praktyczny na studiach nauczycielskich daje wstęp do pracy w publicznej szkole?

Napiszmy na nowo ścieżkę edukacji dla nauczycieli.
Skoro już mamy gąszcz kierunków studiów KRK i pole subiektywności – co jest, a co nie jest związane z przedmiotem, to może trzeba jeszcze bardziej uchylić drzwi do zawodu? Może uznajmy, że nawet absolwent “propedeutyki bajabongo” może być doskonałym nauczycielem. No przyjmijmy, że nie każdy absolwent studiów i specjalizacji/ specjalności pedagogicznych nadaje się do nauczania. Jestem w stanie to sobie wyobrazić. Wprowadźmy tylko pewne “drobiazgi” wywracające na nice proces kształcenia nauczycieli.

  • Egzaminy na studia i specjalizacje nauczycielskie. W tej chwili mimo opinii, że “nie ma pracy dla nauczycieli” rekrutacja na studia pedagogiczne zapełnia się bardzo często bez problemów. Inna rzecz, że nie każde studia na kierunku pedagogika mają na celu kształcenie do pracy w szkole. Powstają np. specjalności związane np. z pracą socjalną czy organizacją czasu wolnego. Jednak jeśli ktoś ma w przyszłości pracować z dziećmi – sprawdźmy na wstępie kandydatów do zawodu. Podobnie w przypadku specjalności i specjalizacji nauczycielskich na “innych” kierunkach studiów – a w ten sposób do zawodu trafiło około 70% nauczycieli. Może trzeba np. wprowadzić egzaminy wstępne, tak jak w przypadku studiów artystycznych lub wychowania fizycznego?
  • Kształćmy praktycznie. Wspomniałem już, że większość studiów pedagogicznych w Polsce nie ma charakteru praktycznego. Podobnie niestety wygląda program wielu specjalizacji nauczycielskich. To trzeba przekonstruować, chociażby odgórnie. To w murach uczelni. Ale pozostaje jeszcze długość i jakość praktyk. Obecnie na studiach o profilu praktycznym obowiązują trzy miesiące praktyk. Dobry kierunek, ale powinno tych zajęć być znacznie więcej. Pół roku? Może dłużej. Na pewno dodatkowo trzeba wyjść poza model ilościowy. Trzeba zdefinować odgórnie, jak te praktyki powinny wyglądać, jakie techniki pedagogiczne należy zastosować w praktyce. Część z owych praktyk szkolnych powinna być już na pierwszym roku, żeby na samym początku kandydat mógł stwierdzić, że jednak nie nadaje się do pracy z dziećmi. Albo żeby doszedł do takiego wniosku opiekun stażu. To jednak trzeba połączyć z podniesieniem wynagrodzenia dla opiekuna stażu i uczynieniem go realnie odpowiedzialnym za ocenę studenta na praktyce. Teraz bowiem często student na stażu jest traktowany przez szkołę jak dopust boży. A nauczyciel wpisuje ocenę pozytywną (żeby nie sprawić przykrości), nawet jeśli jest pewien, że stażysta nigdy w życiu nie powinien uczyć w żadnej klasie.
  • Staże podyplomowe i NEP. Powiedzmy sobie wreszcie, że na wolnym rynku edukacyjnym to wszystko nie wystarczy. Możemy wprowadzić egzaminy wstępne, wymagać do pracy nauczyciela programu studiów nastawionych na praktykę i zwiększać wymiar koniecznych praktyk. Jednak musi być jakaś bariera utrudniająca wstęp do zawodu dla absolwentów kiepskich studiów oraz po prostu kiepskich kandydatów do zawodu. Myślę więc, że warto założyć, że studia i specjalności pedagogiczne nie wystarczą. Kandydat musi zaproponować coś jeszcze. Proponuję konieczność stażu podyplomowego w szkole (oczywiście z systemem faktycznego opiekuna stażu) oraz porządny egzamin państwowy dające dopiero w sumie kwalifikacje zawodowe. Precedens już jest – po studiach medycznych trzeba zaliczyć 13 miesięczny staż i zdać LEP czyli Lekarski Egzamin Państwowy. Dodatkowo taki zabieg wpłynie pozytywnie poziom studiów pedagogicznych i specjalności nauczycielskich. A także na status zawodu. Bo przecież zaliczenie takiego stażu i zdanie Nauczycielskiego Egzaminu Państwowego to będzie naprawdę coś.

Oczywiście zmiana sposobu kształcenia nauczycieli to tylko jeden z kawałków układanki “jak poprawić polską edukację”. Może przyniesie najbardziej odległe w czasie skutki, ale na pewno przyczyni się do poprawy kadry pedagogicznej.

Sebastian Szczęsny

Koniec artykułu. Może sprawdzisz inne treści?

Sprawdź inne artykuły, które mogą Cię zainteresować

Ciekawostki ekologiczne

Ciekawostki ekologiczne to coś, co z pewnością warto przekazać swojej pociesze w czasie spaceru po parku lub lesie. Drodzy Rodzice, czy wiecie, że…

Czytaj więcej »

Zawód: Celnik

Funkcjonariusz Służby Celnej zajmuje się całkowitym procesem prawidłowego przebiegu odprawy celnej: przygotowuje dokumenty, kontroluje przewożony towar oraz dba o ogólne bezpieczeństwo transportu. Jeśli kiedykolwiek myślałeś

Czytaj więcej »
Portal Studia.pl wykorzystuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci pełnego dostępu do jego funkcjonalności i gromadzeniu danych analitycznych. View more
Akceptuję