Jak to się dzieje, że prawie zawsze studenci zaskakiwani są pytaniami w trakcie egzaminów, zaliczeń i kolokwiów? Student to nie drogowiec w zimie i nie działa w nieprzewidywalnych warunkach. Zapytałem moich znajomych nauczycieli, jak tworzą pytania dla swoich studentów. Chcesz dowiedzieć się jakie są ich sposoby? Zapraszam do tego tekstu!
Jak został przeprowadzony sondaż?
Dla jasności – nie pytałem każdego belfra na świecie. Przepytałem jednak 15 wykładowców, którzy dość chętnie podzielili się swoimi metodami konstruowania pytań. Byli wśród nich zwolennicy egzaminów ustnych, pisemnych i testów. Wybrałem dla Ciebie 5 najciekawszych odpowiedzi, które dają zupełny i całościowy obraz tego, jak nauczyciele przygotowują pytania dla swoich studentów.
Wypowiedź nr 1
Zacznę jednak od ciekawej wypowiedzi kolegi z wielkopolski z miasta trykających się koziołków. Otóż on, zawsze przeprowadza ustne egzaminy i zaliczenia. Gdy już zaprasza studenta do stołu, stara się zaprosić do podsumowania wszystkich wiadomości zdobytych w trakcie wykładów. Student wylicza wszystko, co pojawiło się ja zajęciach jako tematy, a wtedy kolega – który jest niezwykle uważnym obserwatorem – od razu wie, o co zapytać, ponieważ widzi od razu, które elementy są słabiej opanowane. Powiedział mi, że pyta w ten sposób od lat, a ja po cichu domyślam się, że jego studenci opanowali już do perfekcji zmrużenia, oczu, nerwowe ruchy rąk i drżenie głosu przy prezentacji tematów, które znają najlepiej.
Wypowiedź nr 2
Przenosimy się na północ do miasta z moją ulubioną sentencją w herbie. Ciekaw jestem, czy pamiętacie… moi uważni widzowie, z pewnością pamiętają „nec temere, nec timide”, czyli ani zuchwale, ani bojaźliwie. Stamtąd otrzymałem odpowiedź – jak to jak pytam? z notatek pytam! Jest to dość specyficzna metoda pracy mojego przyjaciela. Otóż dyktuje on notatki studentom, nawet w trakcie wykładów. Opowiadał mi kiedyś, że poczuł się jak Jezus z mistrza i Małgorzaty, gdy zobaczył jak zapamiętywane są jego wykłady. Od tamtego czasu, chodzi na wykłady z zeszycikiem, z którego przedyktowuje najważniejsze treści. Jego studenci mogą być pewni, że większość pytań pochodzi właśnie z zeszycika.
Wypowiedź nr 3
Inny Belfer z miasteczka nieopodal Torunia, zadaje po prostu najszersze pytania, jakie można zadań. Jest bowiem przekonany, że student przygotowany do egzaminu sam powinien ukierunkować, ustrukturyzować i przemyśleć swoją wypowiedź. Zapytałem go od razu, czy nie uważa, że taka wolność sprawia, że studenci dzielą się tylko tym, co potrafią, a on mi na to „czy nie na tym polega egzamin?” Okazuje się jednak, że stosując nawet tą metodę można systematycznie oblewać około 10% studentów.
Wypowiedź nr 4
Przenosimy się teraz do miasta z syrenką w herbie. Jest tam wykładowca, który słynie z naprawdę hardcorowego poziomu egzaminów i zaliczeń, dlatego jego wypowiedź będzie szczególnie dla nas cenna. Podzielił się ze mną kilkoma swoimi trickami. Gdy pyta z lektur, nie tworzy pytań w oparciu o przesłanie, wnioski i treść bo to banały! Każe raczej swoim studentom wypisać, czyj obraz widnieje na okładce książki, tworzy pytania w oparciu o przypisy lub słownik – jeśli taki widnieje na końcu książki. Zdobywa często najnowsze wydania lektur, aby wyłowić różnice miedzy starymi a nowymi wersjami. PYTANIA JAK MARZENIA, prawda? Do jego najgorszych chwytów pod żebro należą pytania o listy naukowców tworzących szkoły i prądy naukowe, pytania o biografię choć raz przywołanych w tekstach lub wykładach badaczy i oczywiście ich najważniejsze publikacje. Przyznam, że nie chciałbym zdawać u niego egzaminu.
Wypowiedź nr 5
Ostatnią wypowiedzią, którą chcę przytoczyć pochodzi od pewnego profesora z miasteczka nieopodal Torunia. Otóż on bierze sylabus, czyli dokument zawierający wszystkie treści, będące przedmiotem wykładu. Jest tam rubryka, co powinien wiedzieć student i co powinien umieć student. Na podstawie tych właśnie zapisów tworzy listy pytań i zadań. Proste prawda? Nie wiem czy wiesz, ale zgodnie z zasadami panującymi na większości uczelni, jako student masz także wgląd w tę część dokumentacji.
Na koniec chciałbym podzielić się ogólną uwagą. Zauważyłem, że wykładowcy dzielą się na dwie grupy. Pierwsza z nich skupia nauczycieli, którzy uważają, że egzamin test, czy kolokwium to święto wiedzy i należy zrobić wszystko, by pokazać studentom, jak wiele wiedzą i jak dużo się nauczyli na zajęciach. Wystawienie negatywnej oceny studentowi to negatywna ocena przyznana sobie. Druga grupa to łowcy luk w wiedzy i umiejętnościach. Za wszelką cenę próbują pokazać studentowi, czego nie wie i w jaki sposób nie dochował swoich obowiązków.
Niezależnie od tego, po prostu warto się uczyć. Pewną podpowiedź może także stanowić sylabus zajęć. Wszak non scholae sed vitae discimus – nie dla szkoły lecz dla życia się uczymy!