Site logo

Zawód z pasją – architekt krajobrazu w WSEiZ

Architektura krajobrazu to takie urządzanie przestrzeni, aby podobała się jej twórcom jak i odbiorcom – mówi Sławomir Markowski właściciel własnej firmy projektowej, absolwent kierunku architektura krajobrazu w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie. Chcę tworzyć przestrzeń, która nawet za dziesiątki lat będzie zachwycała obserwujących. Ogród ma czas, my czasu nie mamy – dodaje.

Na czym polega Pańska praca?

Prowadzę własną działalność gospodarczą związaną z architekturą krajobrazu. Aktualnie pracuję nad stworzeniem dość dużych ogrodów prywatnych w rejonie Płocka. Jeden z nich ma powierzchnię 1,2 ha, a drugi 60 arów. Są to dość zaniedbane miejsca, które muszę zaaranżować. Swoje aranżacje zawsze odnoszę do klimatu domu, chcę go dopasować do gustu właściciela i zlikwidować odcięcie ogrodu od domu. Pragnę aby właściciel czuł się w ogrodzie tak samo jak we własnym fotelu. Żeby zobrazować mu jak wykonam swoją pracę, maluję projekt ogrodu. Po akceptacji zleceniodawcy wprowadzam w życie zawarte w nim pomysły.

Co sprawiło, że wybrał Pan akurat ten zawód?

W architekturze krajobrazu fascynuje mnie pejzażowość. Najłatwiej określić mi to poprzez odniesienie do teorii Edenu czyli ogrodu rajskiego, który moim zdaniem jest istotą spełnienia się człowieczeństwa. Wszyscy dążymy do trwania w pięknie, które podświadomie określamy sobie właśnie poprzez Eden. Pejzażowość to piękno zawarte we wszystkim, co znajduje się dookoła nas, łącznie z budową miast, nie tylko osad, osiedli, ale także pojedynczych domów. Włączają się one w architekturę krajobrazu,

Aktualnie jestem na etapie przygotowywania książki pt. „Rzeźbiarz w ogrodzie”. Nawiązuję w niej do ateńskiego rzeźbiarza Fidiasza, który stworzył kultową Atenę Partenos. Należy pamiętać że nie rzeźbił z kamienia, tylko na konstrukcji żelazno-drewnianej obłożonej kością słoniową dla części ciała i złotem dla szaty. W sklepach ogrodniczych spotykamy sporo figurek, którymi możemy wzbogacić nasze domowe ogrody. To jest nurt ozdabiania, usprawniania sfery natury jeszcze czymś od siebie i uporządkowania w sposób, który personalnie jesteśmy w stanie odebrać. Wszystko sprowadza się do tego aby urządzić przestrzeń tak, aby podobała się nam i naszym gościom, aby stworzyć swój własny Eden. Reasumując, najbardziej w architekturze krajobrazu i mojej pracy lubię właśnie filozofię odnajdywania Edenu, jego trwania i właściwej interakcji z człowiekiem.

Czy zawsze myślał Pan o założeniu własnej firmy?

Prace i projekty podczas studiów prowadzone przez wielu wykładowców rozbudzają u studentów chęć odsunięcia od siebie lęku przed tworzeniem samemu. Dlatego wielu moich kolegów po studiach założyło, tak jak ja, własną firmę działającą w branży architektury krajobrazu.

 

Dlaczego wybrał Pan architekturę krajobrazu w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie?

Zawsze traktowałem ogrody „malarsko”. Projektowanie ogrodu to część sztuki, bo nie oszukujmy się – dobrze zaprojektowana przestrzeń lub ogród, powinny zachwycać swoich odbiorców, podobnie jak dobrze namalowany obraz. Wybrałem Wyższą Szkołę Ekologii i Zarządzania w Warszawie, ponieważ usłyszałem opinie, że na tej uczelni bardzo pieczołowicie traktowana jest technika budowania ogrodów. Wykładają ją najlepsi praktycy z tej dziedziny, tacy jak dr inż. Lidia Ozimkowska, dr inż. Jerzy Wojtatowicz, mgr inż. Jakub Botwina, czy choćby Pani Barbara Werner, która jest Głównym Ogrodnikiem Łazienek Królewskich. Lista zasług tych wykładowców dla architektury krajobrazu jest imponująca.

Wyższa Szkoła Ekologii i Zarządzania w Warszawie, to przede wszystkim zajęcia praktyczne i praktyka zawodowa. Jak Pan wspomina te elementy edukacyjne?

Praktyka studencka odbywała się w głównej mierze w szkółkach, przy czym bardzo dobrze wspominam praktykę w miejscowości Klaudyn-Laski pod Warszawą, w ośrodku należącym do uczelni. Bardzo ciekawe miejsce do przeprowadzania praktyk projektowych. Zajmowaliśmy się tam np. siedliskowaniem poszczególnych gatunków ptaków oraz innych zwierząt w wykonywanym projekcie. Projekt opierał się na idei zagospodarowania obszaru zalesionego z elementami bagnistymi w taki sposób aby zachować naturalność tego miejsca.

Jakie jeszcze ciekawe projekty realizował Pan na studiach, które pomogły Panu w przyszłej pracy zawodowej?

Pamiętam dwie prace, które realizowałem podczas studiów. Jedną z nich jest Olszynka na warszawskich Bielanach. Jest to pozostałość dawnej Olszyny gdzie toczyły się walki o wstrzymanie Prusaków. To dość nietypowe miejsce, ponieważ Olszynka została w postaci kępy drzew ze skanalizowaną wcześniej rzeczką Lubawką. Projekt dotyczył bardzo pustego terenu, gdzie znajdowały się place zabaw oraz boiska, które przebudowaliśmy pod kątem architektury krajobrazu. Drugim zadaniem był projekt Portu Czerniakowskiego. Jest to port rzeczny znajdujący się w Warszawie na lewym brzegu Wisły. W pewnej części został zaadoptowany do różnych atrakcji turystycznych. Nasza grupa robiła projekt całościowy z pawilonami oraz zagospodarowaniem bulwaru. Ze względu na integralność z tą częścią miasta, był to projekt znaczący jeśli chodzi o architekturę.

Co było dla Pana najtrudniejszym wyzwaniem na studiach?

Najtrudniej było mi zaangażować się w projektowanie cyfrowe, a nie analogowe. Wolę rysunek techniczny wykonywać od ręki, a nie na tablecie lub za pomocą myszki. Matematyka początkowo sprawiała nieco problemów. Jednakże podejście wykładowców i ich sposób tłumaczenia pewnych zagadnień sprawił, że przy odrobinie chęci można było przyswoić nawet najtrudniejsze elementy programu.

 

Co najbardziej ze studiów w Wyższej Szkole Ekologii i Zarządzania w Warszawie przydało się w Pańskiej karierze zawodowej?

Dendrologia, filozofia oraz budownictwo ogrodowe. Na budownictwie ogrodowym poznałem wykładowcę, który w sposób nieencyklopedyczny zwracał uwagę na to, jakie błędy można popełnić. Zwłaszcza stosując technologię, czy materiały, które wydawałyby się z natury doskonałymi do zastosowania, natomiast negatywne konsekwencje ich doboru ukazują się dopiero po pewnym czasie.

Z których swoich realizacji jest Pan naprawdę dumny?

Udało mi się niedawno odtworzyć bieg osi przestrzennej w parku przy Pałacu w Łącku. Pałac swego czasu należał do marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Został wybudowany w latach 1872-1873 w stylu neorenesansowym (czyli sięganie do wzorców architektury antycznej poprzez np. mocno wysunięte fragmenty budynku, charakterystyczne okna oraz zróżnicowaną podstawę budynku). Pałac ten, jak i cały teren do niego należący, miał dość dziwną przypadłość historyczną. Został zbudowany według projektu Kornelego Gabrielskiego, na polecenie Mikołaja Fuhrmana – wysokiego urzędnika carskiego. Fuhrman otrzymał ten teren w związku z likwidacjami majątków polskich po powstaniu styczniowym. Po pierwszej wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości przez Polskę, lokacja ta przeszła na skarb państwa. Władze miały bardzo dużo pomysłów na wykorzystanie miejsca, które nie do końca zostały zrealizowane. Z kolei Niemcy w czasie drugiej wojny światowej zrobili w posiadłości bazę dla SS-manów. Natomiast po drugiej wojnie światowej doprowadzono do ruiny zarówno pałac jak i należący do niego ogród, park i część jeziora. Nieruchomość po zmianie systemowej znalazła się w rękach prywatnych i nastąpiło powolne odbudowywanie obiektu. Przyczyniłem się swoją pracą do przywróceniu terenów zielonych w Łącku do świetności, z czego jestem bardzo dumny.

 

WIĘCEJ O KIERUNKU ARCHITEKTURA KRAJOBRAZU W WSEIZ W WARSZAWIE

 

Koniec artykułu. Może sprawdzisz inne treści?
Portal Studia.pl wykorzystuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci pełnego dostępu do jego funkcjonalności i gromadzeniu danych analitycznych. View more
Akceptuję