Site logo

Chuck Norris startuje w wyborach, czyli McDonaldyzacja wyborów

Tegoroczne wobry samorządowe w Polsce nierzadko przypominały dziki zachód, gdzie w kwestii zwrócenia uwagi wyborców wszystkie chwyty były dozwolone. O przyczynie takich działań i ich konsekwencji mówi Tomasz Herudziński, doktor socjologii na SGGW.

Czy wybory zamieniły się w talent-show?

Na pewno społeczeństwo funkcjonuje dziś według innych zasad niż kilkadziesiąt lat temu. Wiadomo, że cechą pożądaną jest łatwość komunikacji, która jest atrakcyjna w społecznym odbiorze. Często jednak łatwe i chwytliwe komunikaty mają niewielką wartość merytoryczną, a kampania wyborcza nierzadko sprowadza się, już nawet nie do obietnic, ale do haseł propagandowych, których celem jest jedynie wzbudzanie pozytywnych emocji w wyborcach. Wizerunek jest tak ważny, ponieważ pogłębiają się procesy określane jako wizualizacja świata społecznego. Socjologowie mówią o tym już od dłuższego czasu. W coraz większym stopniu wracamy do „kultury obrazu”, a odchodzimy od „kultury słowa”. W związku z tym sposób zachowania, gesty, wygląd są coraz ważniejsze. W oparciu o takie komunikaty, wizualne sygnały, zaczynamy sobie porządkować świat – również sferę polityki. Jeżeli widzimy osobę, której wygląd zgodny jest ze stereotypem „porządnego człowieka”, czyli tak jak wcześniej zostaliśmy „zaprogramowani”, to wzbudza w nas pozytywne emocje. W społeczeństwie, które „bombardowane” jest coraz większą ilością informacji, naturalnym zjawiskiem jest to, że jego członkowie nie chcą, a nawet nie mogą, poświęcać czasu i energii na analizowanie przekazu, wzrasta znaczenie reakcji emocjonalnych. Świat polityki, w ogóle, jest podporządkowany emocjom i tu można poszukiwać klucza, który tłumaczy nasze wybory polityczne. W społecznym odbiorze świata polityki można zatem spodziewać się wzrastającego znaczenia reakcji emocjonalnych kosztem racjonalnych.

Charyzma zawsze była ważna, ale czy dzisiaj wyprzedziła kompetencje?

W polityce długoterminowej ostają się osoby, które mają zaplecze polityczne i które potrafią je budować. Charyzma jest niezbędna, ale we współczesnym świecie widzę raczej brak polityków charyzmatycznych. Polska scena polityczna dziś zdominowana jest przez duże ugrupowania polityczne, które zapewniają poszczególnym politykom struktury organizacyjne i to one odpowiedzialne są za zapewnienie jednostce określonej pozycji. Dobrym przykładem są wybory samorządowe, gdzie silne ugrupowania polityczne „oddelegowują” swoich przedstawicieli w teren. Mechanizm taki stoi w sprzeczności do „oddolnego” procesu wyłaniania się liderów lokalnych. A „delegowani kandydaci” uzyskują głosy nie ze względu na swoją charyzmę – której nierzadko im brakuje – ale ze względu na swój obóz polityczny, którego są reprezentantami. Osobom charyzmatycznym, owszem, łatwiej przychodzi zdobycie poparcia, ale później jest im trudno zachować uzyskaną pozycję i przełożyć ją na trwałe wpływy polityczne, jeśli nie posiadają wspierających ich struktur politycznych. Dzisiaj, w moim przekonaniu, brakuje charyzmatycznych polityków uzyskujących władzę w procesie oddolnego budowania swojej pozycji rozpoczynając w społecznościach lokalnych. U władzy pozostają sprawni biurokraci, wystawieni przez duże organizacje. Im silniejsze stronnictwo, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu reprezentującego ich biurokraty.

Istnieje wzór na charyzmę? Można się jej nauczyć?

Oczywiście istnieje zasób umiejętności, których można się wyuczyć i są pewne kompetencje, które można posiąść. Jednocześnie bez problemu można wskazać przykłady osób obdarzonych charyzmą przywódczą i nie pobierających edukacji w tym zakresie. Co więcej, myślę, że większość z nas z łatwością wskazałaby osoby, które po prostu charyzmy nie posiadają i niemal niemożliwym byłoby uczynienie z nich charyzmatycznych przywódców. Unikałbym jednoznacznej odpowiedzi, co do możliwości edukacyjnych w tym wymiarze i rozsądnym byłoby stwierdzenie, które akcent przeniesie na możliwość rozwijania pewnych cech i umiejętności wywierania wpływu na innych. Współcześnie mamy do czynienia z politykami, którzy próbują nabyć pewnych socjotechnicznych umiejętności w celu zjednywania sobie wyborców. Warto jednak podkreślić, że społeczna recepcja stosowania takich zabiegów jest negatywna. Jeśli wyborcy dowiedzą się lub sami dostrzegą, że poddawani są takim socjotechnicznym zabiegom, wówczas taki polityk może więcej stracić niż zyskać, ponieważ jego zabiegi potraktowane zostaną jako nieuczciwe.

A zatem, w przyszłości możemy spodziewać się kolejnych celebrytów promowanych przez duże ugrupowania polityczne?

Myślę, że tak, ale proszę zwrócić uwagę na sam proces makdonaldyzacji, który jest głęboko zakorzeniony w szerszym zjawisku socjologicznym – racjonalizacji, o czym dużo wcześniej pisał już Max Weber. Dokładniej, mówiąc o makdonaldyzacji mówimy o procesie, który w pełni można zrozumieć dopiero poprzez odwołanie się do „racjonalizacji” świata nowoczesnego i procesów „biurokratyzacji” współczesnych społeczeństw. Można zatem powiedzieć, że wygląd, wizerunek, a nawet podobieństwo do powszechnie znanych osób jest istotny, ale należy postrzegać to z perspektywy głębszych mechanizmów społecznych. Kreowanie „gwiazd” współczesnej polityki podporządkowane jest procesom racjonalizacji i biurokratyzacji. Tak jak w barze szybkiej obsługi, gdzie chodzi o to, aby samodzielnie pobrać posiłek, zapłacić za produkt, szybko zjeść, posprzątać po sobie i wyjść, po to, aby kolejny klient zapłacił za tę usługę, w celu maksymalizacji zysków baru. Za politykiem który owszem, ma pewne przykuwające uwagę cechy, stoi cała struktura i racjonalna organizacja, która będzie go wspierała w procesie uzyskiwania władzy, a następnie podtrzymywała jego status po to, aby realizować jej cele. Tylko wtedy mężczyzna łudząco podobny do Chucka Norrisa czy kobieta przypominająca Angelinę Jolie, jest w stanie odnieść trwały sukces polityczny. Obok atrakcyjnego wizerunku, należy dostrzegać także tę drugą stronę – precyzyjny i dopracowany mechanizm biurokratyczny, który stoi za wypromowaniem, a następnie utrzymaniem pozycji lidera. Ostatecznie to ma się opłacać konkretnej firmie, w tym wypadku konkretnemu ugrupowaniu politycznemu.

Czy wyborczy sukces rockmana, hiphopowca, aktora czy kogokolwiek bez merytorycznego zaplecza, nie jest porażką uprawianej polityki?

Proszę zwrócić uwagę, że takie sukcesy najczęściej są krótkotrwałe. Przykładem może być ugrupowanie Pawła Kukiza. Owszem, osiągnęło świetny wynik wyborczy, ale unikając konwencjonalnej drogi rozwoju nie odnotowuje od czasu wyborów znaczącego wzrostu poparcia. Trwałymi elementami sceny politycznej są te ugrupowania, które mają silne struktury i zaplecze. Przykładem takiej partii w Polsce jest PSL, ugrupowanie to może być traktowane jako najbardziej efektywne. Dobra organizacja i silne struktury, liczne powiązania o charakterze mniej lub bardziej formalnym, spowodowały, że przy relatywnie niewielkim społecznym poparciu, od początku procesu transformacji przedstawiciele tej partii brali czynny udział w rządzeniu krajem. Można powiedzieć, że efektywność jest istotną miarą sukcesu politycznego – mówiąc krótko, w polityce należy tak postępować, aby przy uzyskanym poparciu, nawet jeśli nie jest ono znaczące, uzyskać jak największe wpływy – władzę. To jest siła tego mechanizmu, który nie jest nagłaśniany. Podobieństwo do gwiazd ekranu i ładne buzie są istotne wyłącznie na poziomie powierzchownym. Jeżeli polityk ma być trwałym elementem sceny politycznej i odgrywać istotną rolę, to nie da się uciec od tego co Weber określał jako działania racjonalne i mechanizmy biurokratyczne. Uwzględnienie tych mechanizmów i ich wykorzystanie decyduje dziś o sukcesie politycznym – zwłaszcza w perspektywie długofalowej strategii działania, która dla działań politycznych powinna być najważniejsza.


Czy przyszli kandydaci będą coraz mniej przygotowani?

Na poziomie powierzchownej analizy możemy się skupić na wpadkach polityków, ale moim zdaniem nie odgrywają one istotnej roli w dłuższej perspektywie. Są wydarzeniami wyłącznie medialnymi, którymi przez krótki czas żyje społeczność, głównie internetowa. Są głośne, ale nie dyskwalifikują polityka, przynajmniej w Polsce. U nas tak naprawdę dyskwalifikuje brak zaplecza politycznego, a drugim obciążającym czynnikiem jest brak umiejętności zawiązywania sojuszy. Ważne jest, że istnieje pewien mechanizm społeczny, który potocznie nazywamy „krótką pamięcią” czy „marginesem swobody”. Po prostu zakładamy, że każdy może mieć jakąś wpadkę, mniejszą lub większą. Jeżeli jest ich cały szereg i są one eksponowane, tak jak w przypadku pana Ryszarda Petru, to zaczyna działać obciążająco. Pojedyncze wpadki, nawet bardzo rażące sytuacje, wydają się nie mieć znaczenia. Gdy polityk, który popełnił jakiś lapsus np. językowy, a ma zaplecze polityczne, to nie oznacza końca jego kariery. Jeżeli system demokratyczny ma się rozwijać, to powinien być traktowany jako coś stabilnego i akcentowane powinny być kwestie „długiego trwania”, instytucji, procedur, zaplecza itp. Mimo, że grozi to „zacementowaniem” sceny politycznej, to kładłbym nacisk na ukształtowanie klasy politycznej, jako posiadających kompetencje profesjonalistów, a nie „świeże powiewy” charyzmatycznych przywódców, które oczywiście są potrzebne, ale dalece niewystarczające dla funkcjonowania współczesnych demokracji.

Koniec artykułu. Może sprawdzisz inne treści?

Sprawdź inne artykuły, które mogą Cię zainteresować

A co Ty wiesz o fokach?

Czy foki to tylko ładnie wyglądające szkodniki zagrażające ekosystemowi morza? Dlaczego nazywane są gatunkiem parasolowym? Czy da się pogodzić badania i ochronę bałtyckich fok z

Czytaj więcej »
Portal Studia.pl wykorzystuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci pełnego dostępu do jego funkcjonalności i gromadzeniu danych analitycznych. View more
Akceptuję